niedziela, 30 sierpnia 2009

Koniec

Koniec wakacji.
Sierpień okazał się najkrótszym miesiącem w roku.

Sprężarka właśnie po raz kolejny wylizała mięso na pieczeń. Tak dokładnie wylizanej pieczeni jeszcze nie jadłem. Krakowskie bydlę bez manier i honoru.

Właśnie kończący się weekend, jako ostatni sierpniowy, został wykorzystany do właściwego pożegnania wakacji. Impreza miała charakter rodzinny. Przynajmniej na początku...

Zosia w akcie samospętania.


Maja znów chciała bawić się w lekarza...


Tymczasem lalka Marysi miała wypadek - wózek niespodziewanie się złożył.



Niestety cieniem na sielance kładł się kosz na śmieci. Właściwie się nie kładł. Nie mógł. Zniknął w całkiem już długą i chłodną letnią noc.
Gdzieżeś jest, mój koszu niebieski...


Może, wzorem krasnala z Amelii, postanowił ruszyć w szeroki świat. Ot, na początek choćby do Laskowic.


Ale, ale. Kocha to wróci. Tymczasem wieczór się rozpanoszył i impreza wejść miała w fazę nieco bardziej zasadniczą.
W tym celu dzieci zostały wyprane i spać ułożone.


A potem...
(...)
Tymczasem rano...



Znak, że impreza się udała.

Na szczęście jeszcze jest sierpień.
I trampolina. To jest duży argument za maniem domu. Jak sobie patrzę, jak Stasiek sobie radośnie podskakuje...


Aż ciężko z obiektywem nadążyć czasami.




Marysia chciała, żebym nadążył.





I znów nie odważyłem się na zrobienie salta. Jakiś taki rozsądny się zrobiłem.

wtorek, 25 sierpnia 2009

Rodzinnie

Rodzinne pstryki bez większego związku
Lody są najlepsze.
Zawsze.


Plecak z ZOO. Na zdjęciu przymiarka i pierwszy spacer na balkon. Dzisiaj to nieodłączny element każdej wycieczki.


Na basenie nie byliśmy od dawna, na szczęście Stasiek szybko sobie przypomniał jaką mu to sprawiało frajdę.

Kot to ma klawe życie

Tym razem prawdziwe wiejskie koty. Nie żeby Sprężarka była wypchana, ale ona z Krakowa przecież, to i maniery ma swoiste i we łbie lekki zamęt.

Zdjęcia z urlopu.



Może i kot ma klawe życie, ale do krowy to z szacunkiem...


W końcu to fabryka mleka.

piątek, 21 sierpnia 2009

Pogoda

Pogoda na moim pulpicie:
Za miesiąc będzie zupełnie inaczej...

sobota, 15 sierpnia 2009

Popołudnie

Ciepłe popołudnie to ostatnio prawdziwy skarb.

Dzisiaj paśliśmy Staśka przy Wielkim Młynie. Było kogo zaczepiać, były też dziewczyny.






Słucham

Kawałek, który pozamiatał moją scenę muzyczną. Polak potrafi.


Makro

Chwastowe




poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Jarmark

Niedziela, 9 rano.
Jarmark powoli budzi się do życia. Nieliczne stragany są już czynne. Sprzedawcy koczujący na Długim Pobrzeżu rozpoczynają nowy dzień.


Zdarzają się też okazy będące wspomnieniem wczorajszego dnia, ze wzrokiem zdradzającym potrzebę napicia się czegokolwiek, choćby wody z Motławy.
To jedna z ciekawszych stron Jarmarku. Bez tłumów.

niedziela, 2 sierpnia 2009

Ciąg dalszy

Zeżartego wpisu nie odtworzę, nie ma szans.

W drodze powrotnej. Z zamiarem zawitania tu podczas popołudniowego spaceru.


A już na spacerze zauważyliśmy małe królicze stadko.


Kawa jak zwykle super. Mamy znów ulubioną kawiarnie, przynajmniej na dobrą pogodę.


Całej rodzinie pasuje.


Stasiek zawsze załapuje się na bitą śmietanę. Dostaje po niej fioła, robi głupie minki i gania jak oszalały po okolicy.



Konkurencja. I blondyna dnia. Wyższa ode mnie.


Konkurencja daje lurkę zamiast kawy i ma ściemniacką brykę a nie przedwojennego Forda. Z obserwacji też wnoszę, że klientów zbyt wielu nie mają.


Po kawie czas na odwiedzenie Jarmarku. Wrażenia całkiem pozytywne. W sobotę napisałem, że lalek bez rąk i głów nie widziałem, ale dzisiaj rano były :). Jednak wszelkiej maści badziewia jest zdecydowanie mniej niż przed rokiem. W okolicach Targu Rybnego jest za to więcej stoisk z winylami. I obowiązkowe wesołe wioseczko z karuzelą z kaczorami.


Na kaczora ze wzrokiem dewianta jednak bym swojego dziecka nie posadził.

Wieczorkiem czas na "codziennego Merlota" i cieszenie się pierwszym jarmarkowym zakupem. Amerykańskie wydanie ELO'S GREATEST HITS, tłoczenie dla audiozboków. Stan super, praktycznie bez trzasków. Całe kosze takich okazów mają.

sobota, 1 sierpnia 2009

Urlop

Pierwszy dzień urlopu się kończy.

Z okazji pierwszego dnia sierpnia zaliczyłem dzisiaj prawdziwą wycieczkę rowerową. Trójmiasto ma niebywałe warunki do uprawiania tego sportu. Całkiem sporo jest tu dość dzikich terenów, których jeszcze nie zabudowano i mam nadzieję, że stanie się to nieprędko lub nigdy, o Trójmiejskim Parku Krajobrazowym nie wspominając. Połowa 50 kilometrowej trasy wiodła przez miejsca, w których nigdy nie byłem. Niestety jazda na rowerze nie sprzyja fotografowaniu - gdybym chciał robić zdjęcia w każdym ciekawym miejscu przejechałbym chyba 13km. 

Jeziorko na dawnym poligonie na Morenie.


Kamień w Gołębiewie (gdzieś koło Sopotu).


Tory przy stoczni.


No i trach. Szlag trafił to co napisałem wczoraj, bo jakoś dziwnie mi się zaznaczyło i skasowało, a debilny bloger akurat w tym momencie postanowił zapisać kopię roboczą. Undo oczywiście w przeglądarce nie działa. Badziewie.

Wczoraj byłem obrażony, ale jak widać mi przeszło i napiszę jeszcze raz.


O i to jeszcze było