środa, 30 września 2009

Klasyka

Klasyka, ale ten skecz odkryłem dopiero teraz. Szczególnej uwadze polecam anestezjologa.

wtorek, 29 września 2009

Tani spacer

Niedzielny spacer, lekko nostalgiczny. Dawno temu, gdy pomieszkiwaliśmy sobie z Kulką we Wrzeszczu, gdy tylko wiosenne dni stawały się wystarczająco długie i ciepłe, przychodziliśmy tutaj prawie codziennie. Majowe wieczory spędzane przy fontannie i na spacerach po tej części Wrzeszcza były magiczne. Kulki marzeniem było mieszkanie w którejś z tutejszych kamienic.

Życiowy pragmatyzm wziął jednak górę nad romantycznymi mrzonkami i mieszkamy dość daleko od fontanny z dziewczynką z parasolką (teraz bez parasolki). Postanowiliśmy jednak pokazać Staśkowi, gdzie ojciec mamę na romantyczne spacery prowadzał i wybraliśmy się w rzeczone okolice.






Duch miasta wciąż żywy. Ktoś wciąż potrzebuje zduna. Cień autora na zdjęciu zamierzony :). Jak w książce "Mercedes-Benz" Pawła Huelle. 


A na deser, jak każda porządna polska rodzina, nawiedziliśmy pobliskie centrum handlowe, gdzie ratownicy GOPR urządzali pokazy ratownictwa i dzieciaki mogły się sprawdzić we wspinaniu na wielką baterię R20.  

poniedziałek, 28 września 2009

Krowa

Krowa mleczna. Zwabiona kapustą i jabłkiem


Krowa jest z natury stworzeniem ciekawskim, ale jednocześnie ostrożnym i bliżej, do człowieka z wydającym dziwne dźwięki "czymś", podejść nie chciała. Za to, gdy chwilę później miałem na rękach Staśka, wpakowała w niego swój mokry nochal. Ciekawe, że taki wielgaśny przeżuwacz wykazuje zainteresowanie małym ludziem. Ciekawe co za pomysły się między takimi rogami rodzą.

wtorek, 22 września 2009

Mamy żyrafy

Jakiś czas temu zrobiło się głośno, bo w ZOO pojawiły się żyrafy. Jako, że po ostatniej wizycie odechciało nam się ogrodów zwierzętowych zupełnie, nie bardzo paliliśmy się, żeby nowy nabytek zobaczyć na własne oczy. Z grubsza rzecz ujmując, tysiąckrotnie wolałbym je zobaczyć w środowisku naturalnym niż w dość zaniedbanym Oliwskim ZOO.

Cóż jednak, gdy możliwości skromne, a potrzeba nawiedzenia zwierzyńca zmaterializowała się w postaci siostrzenicy na wakacjach - poszliśmy do ZOO. 

Przyznaję, że od czasu ostatniej wizyty zmieniło się dużo i na lepsze. 

Główną atrakcją jednak są żyrafy. Niesamowicie efektowne zwierzęta. Chociaż na razie same samce. Jak się nasi nauczą co i jak, to będą mogli dostać samice. Widać jak u ludzi, samice trudniejsze w utrzymaniu. Ciekawe.

Tak naprawdę to trudno obecności żyraf nie zauważyć. Czają się na każdym kroku.



Szalone zwierzaki.
Razem z żyrafami w nowym pawilonie rezydują surykatki. Poziom szaleństwa podobny.


Inne zwierzaki jakieś takie weselsze i ładniejsze się wydawały niż ostatnio. Nie wszystkie, bo na przykład ryś miał wszystko/wszystkich w ...


Ale kot i tak ma klawe życie.







Niezmiennie, smutkiem przejmuje mnie zawsze wizyta w małpiarni, a dokładnie w domku zamieszkiwanym przez orangutany i szympansy. Wydają się bliżsi człowiekowi niż niektóre osobniki mijane na ulicy. Całe to nasze człowieczeństwo bywa dość grubymi nićmi szyte. Czasem to po prostu ponura kpina.

środa, 16 września 2009

Nocą

Późnowieczorny spacer kawałkiem Gdańska.










wtorek, 15 września 2009

Jesień

Jesień to smarki, to wrzesień...

No i się lato wybździło i jest zimno wieczorem jak, nie przymierzając, jesienią.
Na plaży pusto i zimno. W nosie wesoło zaczynają świergotać pierwsze wrześniowe smarki. Ech... 

Kadr sentymentalny. Wrona symboliczna.

Mamy w Gdańsku nową fontannę. Kosztowała kupę kasy i ma fajne lwy z brązu. Największą atrakcję stanowi dla dzieciaków ganiających między pojawiającymi się znienacka strumieniami wody. Myślę, że latem fontanna zrobi furorę.

Niestety nie doczekaliśmy się iluminacji, ale nadrobimy. Koniecznie ze statywem.

Jesienne Hucisko.

"Ej, wam też tak zimno???"

piątek, 11 września 2009

Golf

I do tego nie Holtzwagen.

Z okazji zakończenia projektu, który wielu kosztował wiele i w którym nic nie okazywało się takim, jakim jawiło się pomysłodawcom, nasz managier zorganizował odstresowujący wypad na golfa i pijaństwo.

Wyszło fajnie, zwłaszcza, że nikt wcześniej w golfa nie grał. Posłuchaliśmy trochę śmiesznego pana, popatrzyliśmy jak gra, dotknęliśmy trawy na Greenie i sami mieliśmy okazję spróbować trafić w piłeczkę. Nie było lekko.


Tu nasz gospodarz nadaje piłeczce prędkość słuszną. Ze zgrubnych rachunków wychodzi, że pokonała jakieś 40cm w ciągu 1/125s, co daje około 160 km/h. Nieźle.

Kolejną ciekawostką jest trawa na polu. Rośnie płasko przez co bardziej sprawia wrażenie pluszu niż trawnika.


Dzięki czemu w ogóle da się grać.


I naprawdę wcale nie jest łatwo tak trafić w tą cholerną piłeczkę, żeby poleciała tam gdzie chcemy i jak chcemy.


Tu na przykład widać końcową fazę uderzenia, którym posłałem piłeczkę na jakieś 130m używając kija Iron 8, kompletnie psując uderzenie.


A tutaj zabawa putterem - piłeczka wpadła po trzecim uderzeniu.

Zabawa przednia, ale dość kosztowna. No i jednak wciąż kojarzy mi się bardziej z emeryturą. Klientela na polu pogłębiła to skojarzenie jeszcze bardziej. "Jak tam, panie doktorze?" i takie tam pierduły...

A po golfie opijanie sukcesu. Nad morzem. W kurorcie. Fajnie tak jest bez turystów.




Cisza, pustki na plaży. Mieszkańcy w końcu mogą wyjść z lasu.


Lis ze zdjęcia jest zaprzyjaźniony z pracownikami Koliby i regularnie podkarmiany. Tego wieczoru dostał pierogi. Stałem nieco ponad metr od nich, więc konsumpcja odbyła się w miejscu nieco bardziej intymnym, ale lampa błyskowa nie robiła na rudzielcu najmniejszego wrażenia.

Pitu pitu

Takie tam mnie naszło, że niepostrzeżenie nadciąga jesień. No bo niby jak ma nie nadciągać, jak już prawie połowa września za pasem. Pogoda troszkę nas oszukuje i usypia, ale rano na rowerze czuję wyraźnie, że robi się coraz chłodniej. No i o 20-tej jest już ciemna noc.
Ale jeszcze jest pięknie.


niedziela, 6 września 2009

Wesele

Wesele sponsorowała miseczka D.

Gości można było w miarę prosto rozróżnić. Ci od pana młodego byli wysocy, ci od panny młodej obfici. Oczywiście jak każda reguła, tak i ta była prawdziwa w skończonym zakresie. Na moje oko w około 90%.

Samo wesele było zaś prawdziwie polskie. Z bimbrem, dziczyzną i swojską muzyką.
No i niestety krótkie, ale już za rok ...

wtorek, 1 września 2009

Służba nie drużba

Kawa

Ostatnia sierpniowa kawa.

Wczoraj byliśmy ze Staśkiem na kawie. Mama biegała z babcią po sklepach i mieliśmy chwilę dla siebie. 
Dla mnie jak zwykle mokka, dla Staśka rurka z bitą śmietaną. Zjadł prawie całą.



Wrześniowo

Wrzesień przywitał nas ciepło. Natura oddaje to co zabrała w maju i czerwcu. W sumie to się nie pogniewam, jak odda wszystko.

W mieście tłoczno i podniośle. Wczoraj załapaliśmy się na kawałek przemarszu na plac Trzech Krzyży z okazji 29 rocznicy podpisania porozumień sierpniowych. Historia pisana prawie na naszych oczach.

Znakomita większość maszerujących to ludzie w podeszłym wieku, którzy nie do końca potrafią się odnaleźć w rzeczywistości, którą dla nas wywalczyli.



Niech się kłócą, ich prawo. Wywalczone. Nie nam ich osądzać.

Dzisiaj obchody 70 rocznicy wybuchu II Wojny Światowej. Też zaczęło się w Gdańsku.
Miasto z dość niespodziewanym zrozumieniem przystawało, żeby przepuścić kolejnych oficjeli na Westerplatte. Z racji położenia u nas w firmie prawie wszyscy siedzieli w oknach i próbowali zobaczyć kto się kryje za ciemnymi szybami kolejnych limuzyn. Ja na przykład wypatrzyłem Julię Tymoszenko. A właściwie jej głowę od tyłu, co ułatwiło identyfikację. Trochę szkoda, że tylko tyle, bo pani Юлия Владимировна to niepośledni przykład słowiańskiej urody.