czwartek, 29 października 2009

Terrasini

Z racji bliskości i łatwości dojazdu (bus spod hotelu) Terrasini było najczęściej odwiedzanym przez nas miejscem. Zgodnie z założeniami chcieliśmy choć trochę poczuć miejscowy klimat i zobaczyć prawdziwe życie, a nie tylko bajki dla turystów.

Miasteczko jest piękne. Z jednej strony przytulone do góry, z drugiej wiszące nad skalistym brzegiem zatoki Castellamare.







Pierwszą rzeczą jaka rzuciła się nam niekoniecznie w oczy były chodniki. A właściwie coś, co chodniki próbowało udawać. Jeśli nawet trafił się chodnik z prawdziwego zdarzenia, to i tak po kilku, góra po kilkunastu krokach przecinał go podjazd lub schodki. Ot taka trauma posiadacza przychówku w wózku z małymi kółkami.

Nie nas takimi przeszkodami straszyć. Daliśmy sobie radę. Zwłaszcza, że miasteczko urzekło nas swoim klimatem. Słońce czuć tam w każdym domu, w każdym kamieniu.




O tym, że miasteczko jest żywe przypominały typowo włoskie góry śmieci.


I codzienne obowiązki.


Najbardziej jednak kawa. Poranna kawa w kawiarni, z przyjaciółmi, sąsiadami, to w naszych szerokościach nie występuje. Im dalej na północ, tym więcej w kawie procentów a mniej kawy. Finowie pewnie zaczynają dzień szklanicą swego narodowego produktu w domowym zaciszu. Włosi przy kawie żywo dyskutują przy kawiarnianym stoliku. Siedząc tam wśród nich czułem, że naprawdę jestem na Sycylii.
Stanisław, jak zwykle, poszedł o krok dalej.



czwartek, 22 października 2009

Citta del mare

Hotel. Co oznaczają w praktyce 3 gwiazdki?
W głowę mam wbite, że 3 gwiazdki to standard turystyczny i absolutne minimum w krajach typu Egipt, Tunezja i takie tam.
Faktycznie, po wejściu do naszego pokoju grubo po 3 nad ranem wrażenie było kiepskie. W środku panował niemiły zaduch, przy wejściu dało się wyczuć smrodek wydobywający się z kanalizacji, generalnie nieciekawie.
Na szczęście okazało się, że to tylko projekcja zmęczenia. W dziennym świetle sytuacja wyglądała dużo lepiej, a drobne niedogodności rekompensował widok z balkonu.


Pal sześć smrodek z kanalizacji. Reszta z 27 hektarów zajmowanych przez kompleks hotelowy robiła dużo lepsze wrażenie. Zwłaszcza egzotyczna przyroda. Pod samym balkonem rósł wielki aloes, przy dróżkach rosły fikusy i drzewa oliwne, o całym mnóstwie palm i kwitnących drzewek i krzewów nie wspomnę. Najwięcej było jednak opuncji obsypanych owocami i drzewiastych kaktusów, które u nas w roli roślin doniczkowych wyglądają jak żałosne imitacje swoich dzikich krewnych. Podobnie z resztą z fikusami.

Palma przed głównym wejściem.


Takie kwiaty wydały z siebie drzewka. Nie mam pojęcia jakie.



Owoce palmy. Palmy były w praktycznie każdym stadium wegetacji, od łysych, przez kwitnące w pełni, do takich z owocami.


I wreszcie owoce opuncji. Było ich pełno. Nie bardzo wiedzieliśmy czy coś się z nich robi, ale miałem teorię, że jest ich za dużo, żeby ludzie nie wymyślili dla nich żadnego zastosowania. Moja teoria się uwiarygodniła, gdy zobaczyliśmy w Palermo pickupa załadowanego skrzyniami równiutko ułożonych owoców opuncji. Już w domu doczytałem jak to się je. Rozdeptany na próbę pachniał jakoś znajomo, ale nie zaryzykowałem sprawdzenia smaku :). Zresztą wcześniej się paskudnie pokłułem biorąc taki dziwny owoc do ręki. A wydawało mi się, że uważam na kolce.



Między palmami biegały jaszczurki. Miały niezły wzrok, albo jakiś inny zmysł, który sprawiał, że zbliżenie się do takiej na mniej 2 metry było praktycznie niemożliwe. Tutaj zdybałem jedną na śliskich płytkach.


Kot natomiast zajęty był polowaniem i nie zwracał na mnie większej uwagi.



Pstryki zachodowe




Klub przy basenie nocą.

wtorek, 20 października 2009

Sycylia

Sycylię wymyśliła sobie, a raczej nam Kulka dawno temu. W końcu w lecie klamka zapadła. Wpłaciliśmy zaliczkę i kupiliśmy przewodnik. Pozostało tylko czekanie. I się doczekaliśmy. Niestety wylot z Warszawy, a PKP remontuje... GDA-WAW 5h, WAW-PMO 2h20m. Pięknie.


Wejściówkę oblaliśmy. Niby wiedziałem, że będzie ciepło, ale 21°C o 3 w nocy trochę zbiło mnie z tropu. Chyba podświadomie traktowałem to jako niedorzeczność. 25°C ok, ciepło, ale na pewno da się nosić zakryte buty i długie spodnie, przecież u nas jest już jesień. Kurde, 10 par skarpetek wróciło w stanie pierwotnym. Długie spodnie miałem raz (nie licząc przyjazdu i wyjazdu), na pierwszym śniadaniu i po 5 minutach żałowałem, że nie mam szortów. Swoje dokładała wilgotność, która w ciągu dnia łaskawie spadała poniżej 50%. Suszenie czegokolwiek wychodziło dość słabo.
Niby czytałem, że wyspa wulkaniczna (wiadomo, Etna) i dość górzysta, ale poczytać o górach a zobaczyć, to 4 różne sprawy. Największe wrażenie robią skały nad samym morzem. Nasze góry zaczynają się dość wcześnie wyżynami, a wysokość względna szczytów jest ułamkiem wysokości n.p.m. Na Sycylii góry zaczynają się w morzu.
Kilkusetmetrowe zbocza straszą stromością. Leżące nieopodal odłamki skalne przypominają, że wyspa żyje. Jadąc autostradą do Palermo widziałem domy przytulone do skalnych ścian, zbudowane wśród skalnych odłamów nierzadko wielkości domu. Swoisty piknik pod wiszącą skałą. Permanentny.

Widok na nasz hotel z plaży, na którą dojeżdżało się górską drogą 15 minut. Po drodze mijaliśmy kolarzy. Zazdroszczę im.


Góra widziana z terenu hotelu.



Góra bardziej w środku wyspy. Widok ze starego amfiteatru w okolicach miasteczka Segesta.


Widok z murów Erice. Jakieś 762m m.p.m.

sobota, 17 października 2009

Popołudnie

Jesień w sadzie.

Śliwa. Off duty.


Pod czynną jabłonią.



Kot to ma klawe życie. Jesienią może trochę mniej, ale jednak.


Poranek

Oddech zimy.



środa, 14 października 2009

Staś

Sesja wieczorna.

Dzisiaj kąpiel była nieco szybciej i "Radio dzieciom" słuchaliśmy już z małym piżmakiem. Pamiętam jak sam w dzieciństwie po ciemku wsłuchiwałem się w trzeszczącą audycję, która kiedyś chyba była adresowana do młodszych słuchaczy. A może mi się tylko wydaje. Tak czy inaczej słuchamy ze Staśkiem dzieciowych piosenek. 

Minki teatralne.


niedziela, 11 października 2009

Sycylia - tam i z powrotem

Wakacje i po wakacjach. Sycylijski tydzień dobiegł końca. Było fantastycznie. I jak fantastyczny był ten tydzień, tak koszmarny był jego koniec. Zmiana temperatury na niższą o prawie 20 stopni musi się odbić na samopoczuciu.

Powoli dochodzę do siebie. Jak dojdę to napiszę.
Tymczasem kilka nagich fotek dla podgrzania atmosfery.