czwartek, 29 kwietnia 2010

Cypr

Ani się spostrzegłem, a minął tydzień od powrotu na ojczyzny łono. Powrót w utarte schematy trochę mnie psychicznie zdusił, więc myslę, że najwyższy czas na wspominki z ciepłego urlopu. Urlopu częściowo sponsorowanego przez jakże śmieszne literki - Eyjafjallajökull.

Lubię moment, gdy po wyjściu z samolotu uderza cieple powietrze pełne miejscowego aromatu. Na Cyprze pachniało sianem. I było ciepło, pomimo, że był środek nocy. To jest coś fantastycznego w strefie śródziemnomorskiej. Wieczory są ciepłe. Tak po prostu.
Kolejną przyjemną chwilą jest wyjście na balkon hotelowego pokoju. No dobra, to nie musi być miła chwila, ale jak dotąd zawsze taką była.
Na potwierdzenie widok nocny z balkonu...



...oraz widok dzienny...



Jak na moje, jest wystarczająco "miodnie" :).

Wracając jeszcze do samego przylotu. W hali przylotów lotniska w Larnace czekało, mimo nocy, dwóch gentelmanów z tablicami sporych rozmiarów. Na jednej wielkimi literami wypisana była tęsknota za Dodą, a na drugiej smutny królik podpisany nazwiskiem Marek (domyślam się, że chodziło o nieszczęsną Kornelię). Na widok Staśka ciągnącego walizkę swoich gabarytów i wagi dodali ze śmiechem - Pudzianowski.
Oj, mamy towary eksportowe, psia kość.
cdn...

czwartek, 22 kwietnia 2010

Home, sweet home

Wszystko się kończy, nawet przedłużony urlop.
Miałem napisać o wrażeniach na gorąco, ale jakoś nie mogłem zmontować niczego zgrabnego i mi przeszło.
Jedyne co mi teraz przychodzi do głowy to PKP. Już wiem dlaczego TLK to tanie linie. Bo brudne.
Przedział dla matki z dzieckiem, w którym przyszło nam spędzić drogę do Warszawy, nie był, delikatnie mówiąc, pierwszej świeżości. Dość, że zanim dotarliśmy na miejsce mieliśmy ze Staśkiem wysypkę na rękach od kurzu pokrywającego siedzenia.
Czas przejazdu litościwie pominę, bo wynika z realnych szans na lepsze jutro, które i tak rewelacyjne nie będzie.
Dobrze, że chociaż w IC jest czysto.

środa, 21 kwietnia 2010

Dzien drugi

I chyba ostatni.
Dym sie rozwiewa i chyba nadchodzi czas powrotu.

wtorek, 20 kwietnia 2010

Dzien pierwszy

Jako, ze Hefajstos (Wulkan) nie chce nas wypuscic z wyspy swej pieknej zony mamy dluzsze wakacje. Wlasnie leniwie trwonimy pierwszy dzien tej slodkiej niewoli.
Czy bedzie ciag dalszy???

niedziela, 18 kwietnia 2010

Wiesci z frontu

Jest cieplo jak diabli. Slonce wysoko jak u nas nrigdy nie bywa. Morze cieplejsze niz Baltyk latem.
Cudowna wyspa.

wtorek, 13 kwietnia 2010

Jedziemy

Jedziemy.
Rozpuścić wzrok na morzu po horyzont.
Oglądać kobiety w letnich sukienkach i inne piękne okoliczności przyrody.
Ogrzać się i odpocząć. Od wszystkiego.

niedziela, 11 kwietnia 2010

My, Naród

Chyba nigdy nie pokazujemy, że jesteśmy Narodem tak, jak w obliczu tragedii.




I cała otoczka medialna, efektowne przenośnie i epitety.
A mnie po prostu ludzi szkoda.

sobota, 10 kwietnia 2010

Postrzyżyny

W końcu nadszedł czas.
Jeśli nie liczyć moich koślawych prób skrócenia grzywki, to był to pierwszy kontakt Staśka z nożyczkami. Z fryzjerem na pewno.
Jeszcze 10 minut przed posadzeniem w fotelu zapewniał, że z cięcia nici, ale na szczęście w sukurs przyszła pani z nieco starszymi chłopakami. Skoro oni mogą to Stasiek też.
No i jakoś poszło.





Tak super spokojnie to jednak nie było :).
Stasiek wyszedł z tej walki z całymi uszami. Pani z raną ciętą palca.

Tragedia

Żart jakiś ponury chyba.
Trudno uwierzyć...

piątek, 9 kwietnia 2010

Powiew wiosny

Przyszła. Nie da się ukryć.
W tym roku dość szybko i zdecydowanie. Zawróciła w głowie słońcem i przez moment iście majowym ciepłem.
Drzewa ten moment przespały. A może to głęboko zakorzeniona mądrość, że nie warto się wyrywać ku wiośnie, bo jeszcze przecież przymrozki, Zimnej Zośki nie wspominając.




Zwinka też się obudziła.




Chyba pierwszy raz oglądałem zwinkę tak dokładnie.
W starej piwnicy żyły sobie żyworódki, ale one nie są w połowie tak efektowne jak zwinki. Ta miała kilkanaście centymetrów. Taka miniaturka warana :).

czwartek, 1 kwietnia 2010

Tatuś!?

Dzieci rosną w przerażającym tempie. Jeszcze chwilę temu mieściło się toto pod parapetem, a tu bach i gada, biega, skacze i sprawdza. Sprawdza starych na każdym kroku. Trzeba się pilnować, bo na głowę wlezie niechybnie.
Tymczasem jest bunt dwulatka. Wyświechtany slogan jak się okazuje, bo zewsząd dochodzą głosy, że łatwiej nie będzie. Przeciwnik młodszy, z większą chęcią życia i coraz mądrzejszy (choćby w teorii). I na dodatek wyćwiczył do perfekcji mówienie "Tatuś" w sposób rozkładający mnie na łopatki.