poniedziałek, 1 listopada 2010

Zaduma

Piękny weekend na półmetku zasranej jesieni.
Zmiana czasu co prawda oczywiście kopnęła mnie w tył głowy, ale 15°C w listopadzie, to dar bezcenny, który szanować należy jak rodziciela, albo i lepiej (zależeć od rodziciela może, albo od miejsca zamieszkania). W sam raz, aby podładować nadwątlone październikowymi słotami baterie.
I dobrze, bo ciągnę już na rezerwie. Załatwianie, deszcz, pamiętanie, wiatr, papierologia, liście, samochód, smarki zewsząd... Diabli nadali.
Jeszcze mi dzisiaj w "Trójce" co i rusz czytają listę pasażerów feralnego lotu. Oszaleć można.
Nic to, trzeba się wziąć za siebie, co mi tam jesień.