środa, 18 kwietnia 2012

Coś o stekach

Z tym, że nie do końca...
Mimo, że próbowałem wiele razy, to naprawdę dobrego steka zjadłem raz. 14 uncji mięsnej poezji w tonacji medium rare. Nie to, żeby inne były niesmaczne, ale jednak spodziewałem się nieco więcej. Najmniej spodziewałem się dostać przesmażony kawałek mięsa, a i to mi się przytrafiło.Natomiast wizyta w sklepie mięsnym przyprawiła mnie o oczopląs. Piękne, równiutko pocięte kawałki wołowiny, czekające na doprawienie i gorący ruszt... U nas, niestety, praktycznie nieosiągalne.
O ile wołowinę sobie jeszcze można u nas wyobrazić, to świeże owoce morza są naprawdę nieosiągalne. Jednym z punktów wizyty w Seattle był lunch w restauracji Crab Pot, mieszczącej się na nabrzeżu nad zatoką Puget. Crab Pot mieści się w pobliżu targu rybnego, na którym można kupić chyba dowolnego mieszkańca oceanu.


Restauracja jest na tyle popularna, że na stolik czekaliśmy godzinę. Ciekawostką jest, że kelner po rozdaniu nam papierowych fartuszków, desek i drewnianych młotków wysypał nasze zamówienie wprost na stół.



Kraby są pyszne. To, co można zjeść u nas pod nazwą, za przeproszeniem, "paluszki krabowe", ma z krabem tyle wspólnego, co świnka morska z morzem. Najlepsze były te długie, pomarańczowe. Bardzo dobre były również krewetki i szaszłyki z dzikiego łososia. Natomiast to, co siedziało w muszlach nie smakowało mi za bardzo. Owszem, zjadłem ze dwie ostrygi, ale tylko po to, żeby się upewnić, że mi nie smakują. Podobnie z mulami, czy co tam siedziało w tych małych, czarnych muszlach.

czwartek, 12 kwietnia 2012

Space Needle

Z Portland do Seattle jest około trzech godzin jazdy autostradą. W pierwszej chwili wydało mi się to zbyt wielką odległością zwłaszcza, że w Portland padało i według prognozy, w Seattle było podobnie. Po chwili namysłu, stwierdziłem jednak, że wolę zmoknąć na północy. Decyzja okazała się słuszną, bo mimo, że przez całą drogę padało, to na miejscu niespodziewanie się wypogodziło. Samo Space Needle jest wątpliwej urody stalową konstrukcją mierzącą 184 metrów. Na jej szczycie zbudowano taras widokowy, a pod nim restaurację. Reklamy mówią o panoramicznym widoku z wysokości 520 stóp.


Podróż przeszkloną windą na szczyt zabiera chwilę. W wikipedii piszą, że 41 sekund, ale dla mnie było to duużo krócej. Ot, mniej więcej tyle, ile trzeba, by zamknąć rozdziawioną paszczę.
Widok z góry naprawdę robi wrażenie.










Do pełni szczęścia brakowało tylko powtórki po zmroku.