Trochę z cyklu "cudze chwalicie, swego nie znacie", z naciskiem na "nie znacie".
O parowozowni w Kościerzynie dowiedziałem się całkiem niedawno i jak to zwykle w bywa, zupełnym przypadkiem. Długo się nie zastanawiałem, w końcu mając w domu kolejowego fascynata trudno nie wykorzystać okazji i wybraliśmy się na wycieczkę.
Najpierw pobudka po męczącej podróży.
I to co tygryski lubią najbardziej:
Muszę przyznać, że parowozy z bliska robią niesamowite wrażenie. Chyba sobie nie zdawałem sprawy z ich wielkości, by nie powiedzieć ogromu. Koła o średnicy 185cm to nie przelewki.
Wizytę w skansenie polecam. Znajduje się tam kilka(naście?) różnych parowozów, lokomotyw i całe stado wagonów zachowanych w różnym stanie. Ciekawe, że za płotem skansenu stoi przynajmniej tyle samo okazów kompletnie zardzewiałych.
Staśkowi najbardziej podobały się wagoniki kolejki wąskotorowej, do których mógł bez problemu wchodzić i ganiać tam i z powrotem.
Po wizycie w skansenie szybki wypad na gofry na kościerski rynek. Niestety pogoda nie sprzyjała długiemu siedzeniu. Na szczęście były gofry.