Znowu powódź.
A z okna w biurze sytuacja nie wyglądała tak dramatycznie. Ot, letnia burza. Kilka niezłych błyskawic i deszcz. Nawet nie wiało mocno. Dopiero wracając do domu, z wysokości siodełka zobaczyłem, że to co widziałem przez okno to tylko wersja demo. Kanał Raduni wypełniony prawie po brzegi rudą cieczą, droga co kawałek przecięta naniesionym przez wodę piachem i kamieniami. W końcu też strażacy uprzątający wyrwaną z korzeniami lipę.
A na osiedlu spokój. Tu też tylko troszkę popadało. Ot taka selektywność natury.
Na dobranoc księżyc widziany przez lornetkę. Trochę mi ręka latała, bo nie mam drugiego statywu.
W rzeczywistości był ostry i wyglądał jak pączek w bitej śmietanie (czyli w chmurkach, dla tych bez wyobraźni).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz