Tym razem zaliczyłem klasyczną wtopę z pogodą. Miałem jechać gdzie indziej, ale słońce dzielnie przedzierało się przez chmury i stwierdziłem, że pojadę nad ocean. No i to był błąd. Im bliżej oceanu, tym mniej słońca i chłodniej. Skończyło się na deszczu i temperaturze poniżej 10°C. Ale po kolei.
Wyruszyłem Wilson River Higway w kierunku Tillamook, miejscowego zagłębia hodowców krów i producentów sera. Jak sama nazwa wskazuje, droga w dużej części prowadziła wzdłuż Wilson River, malowniczo wijącej się wśród gór.
Po drodze mijałem mnóstwo informacji o łowiskach i samych wędkarzy. Na zdjęciu też się załapali. Pewnie łososie i pstrągi biorą jak szalone.
Samo Tillamook, poza fetorem gnojowicy i wielką fabryką sera, której nie zwiedziłem, nie poruszyło mnie specjalnie. Krowy też pochowane...
Na sam Cape Lookout nie dojechałem. Trochę się pogoda zpsiła i wybrałem się na północ. A to właśnie widok na Cape Lookout.
A to kwiatki, które wypatrzyłem przy drodze.
Kajakarze na plaży w Oceanside.
Widok z Cape Maeres
Latarnia morska na zboczu Cape Maeres.
Po drugiej stronie górki jest właśnie Oceanside.
Widok na Tillamook Bay. Z okna samochodu.
Potem wybrałem się na północ słynną drogą 101, która przebiega nad oceanem. Miejscami naprawdę blisko. Droga jest malownicza i naprawdę warto się nią przejechać, tylko trzeba mieć więcej szczęścia do pogody i wybrać sie z pólnocy na południe, żeby można się było bez kłopotu zatrzymać na licznych punktach widokowych, które akurat miałem po przeciwnej stronie drogi.
1 komentarz:
Najs!
Krowy? ciepło, ciepło...
Prześlij komentarz