Integrujemy się.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhDmdZVkHC79zfEAm6NJFCeRS287P4kJlJLzd3dh2xf_uei9OJJUgk2F1__FCXB7RoX-_jTJUp0iIrGfb_uVNBiz8NU8BEc7VQBTMKx7NM81zF3DIXLw0LSNEgwEedN5tT7WJR3PvXE1F0i/s400/DSC_0666.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEil8D_V58yCBKHYR0vLqUE40pyxQ2AIcxE8V5aAo_tj2CGXNq_C284VfPssW0Q6S0i2tcGioSvU9O8BkS6_J7K42n55AvS3nDRbNQCTg6DFVb_GbRI0VdL-3skKpSxtENbDNbZFwZFZ7L9X/s400/DSC_0668.jpg)
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYEhv4VPDIgOjXwbpfAFXfB0psXPclXYOfXplLaKCuAKPW7VMyMZcIW2Afli-B5B4XWjBHZD4Wfz6YfGInSKFP1sxfgVDbGe48QWBmOHHolA2bdD3vPnhwSmElL3EboXiHzO5q7YvQeSKq/s400/DSC_0669.jpg)
Przynajmniej nie musimy mieć swoich grabek i łopatki do piasku :)
Wiosna trwa w najlepsze.
Pierwsze wyjście do parku oruńskiego w tym roku. Niedzielne popołudnie nadaje się na takie wyjście wyśmienicie. Można na przykład spotkać niespotykanie spasioną wiewiórkę.
Najpierw jednak był spacer po starówce. Spacer fajny, jakkolwiek wymuszony. Bo kto by pomyślał, że stragany z owocami przy Podwalu będą w niedzielę nieczynne? W mojej głowie jarzy się jednak małe światełko mówiące, że już kiedyś ten manewr przećwiczyliśmy. Na pocieszenie sroka. Jedna z wielu napotkanych w niedzielny ranek (późny, ale ranek).
Po sieci łażąc, wlazłem. I zaraz pojawiło się pytanie, dlaczego dopiero teraz?
Chodzi mianowicie o blogi Artura Andrusa i Marii Czubaszek, prawdziwych radiowych Osobowości przez duże O. Wolę ich co prawda słuchać, ale poczytać też warto.
No właśnie, po co? Wspomnienia po Gwiazdce ostatecznie wypłoszyła Wielkanoc i nadciągająca wiosna. Rudolf swoje zrobił - prezenty dotarły, więc można go spokojnie zeżreć :) Sezon grillowy otwarty.
Tak wyglądają szaszłyki z renifera na grillu.
Mięso okazało się całkiem smaczne. Bez żadnego specyficznego posmaku, ot taka mniej zdecydowana wołowina. Po upieczeniu przypominało wołowinę nawet konsystencją.
Stasiek musiał zadowolić się kurczakiem z bazylią upieczonym w folii aluminiowej, ale nie wyglądał na niezadowolonego. Poganiał sobie po trawie, siedział z dziewczynami w namiocie, ot takie młodzieżowe rozrywki w pięknych okolicznościach przyrody.
Jeszcze tylko, żeby nie było tak zimno...
Należałoby podsumować święta minione...
Home, sweet home, jak to mówią angole. Cztery dni to zdecydowanie za długo. Dlatego, jako podsumowanie, kilka fotek.
Najsamprzód kaczka pierwsza tej wiosny. Przyszła do mnie MMS-em.
Nie wiem czy to ta sama kaczka, bo w święta było już pięć żółtych kulek.
Stasiek w święta wykazywał wielką ochotę zaprzyjaźnienia się z krowami. Jest na dobrej drodze. Trzymał już jedną za jęzor. Z racji trzymania Staśka na rekach nie mam zdjęć dokumentujących to wydarzenie.
Blanka robiła zdjęcia. Niestety zaproponowałem, że zrobię jej zdjęcie z aparatem...
Na szczęście aparat wytrzymał spotkanie z ziemią, ale zdjęcie zrobiłem nieostre...
W temacie świąt to chyba wszystko. Pojadłem, popiłem, na pogrzebie byłem...
No tak już ze względu na miejsce zamieszkania mam, że jak spacer, to najczęściej nad stawek i karmienie ptaków resztkami chleba, których to zawsze znajduję zaskakująco dużo.
Tylko z ptakami różnie bywa. Dzisiaj był głównie łabędź, który bardziej niż jeść, chciał nam pokazać, że to jego teren i jakby która chciała jajka, to on się tym zajmie z obowiązku. Kaczory przyleciały jak się już zbieraliśmy do domu, zajęte ganianiem się po stawie i okolicach. Czajki wcale nie przyleciały, tylko latały w stylu nietoperzy krzycząc po swojemu, coś o jajkach zapewne.
Zdjęć innych ptaków nie mam. Kaczki się spóźniły a czajki nie lubią pozować leszczom bez długiego tele.
Wczoraj zaliczyliśmy sobotnią eksursję jak się patrzy.
Od dawna chodziła mi po głowie Góra Gradowa i całe Grodzisko, na którym jeszcze nie byłem, a informacje o rewitalizacji tej części Gdańska jakiś czas temu znalazłem w sieci. Postanowiłem wykorzystać więc sprzyjającą pogodę i pojechaliśmy rano zobaczyć jak Grodzisko wygląda na żywo. I muszę przyznać, że wygląda imponująco. Ze względu na zbliżającą się porę snu Staśka nie mieliśmy szans na obejście wszystkiego, ale to co widzieliśmy robi świetne wrażenie.
2/3 naszej wycieczki w ostrym, przedpołudniowym słońcu.
Jak widać na załączonym obrazku, można tam też spotkać miłośników literatury.
Oraz amatorów wypoczynku na świeżym powietrzu.
Z Góry Gradowej, czy też Bastionu Jerozolimskiego, rozciąga się kapitalny widok na stocznie i Stare Miasto.
Z grubsza rzecz ujmując, teren wygląda jak wioska hobbitów.
A w każdej z takich norek ekspozycja z historii Gdańska, związana z Grodziskiem. Oto kilka postaci ludzi tworzących historię tego miejsca.
A wszystko pięknie oświetlone i nagłośnione. Prezentacje startują automatycznie po wejściu do pomieszczenia, witając gościa głosem Grażyny Bukowskiej albo hukiem armat. Robi wrażenie.
Tak mnie naszło na małe podsumowanie umiejętności Staśka. Więc....
Stasiek potrafi:
Stasiek nie potrafi natomiast:
Ech, nie byłbym sobą, gdybym znów nie wspomniał, że jest wiosna.
Bo wiosna w tym roku jest naprawdę inspirująca. Inspiruje krzaczory i drzewa do zazielenienia się, ptaki do śpiewania, koty do darcia się pod oknami, dżdżownice do wysuszenia się na wiór na chodniku, płeć piękną do pozbycia się znacznej części garderoby maskującej, Sprężarkę do spontanicznego oznaczania trasy swego przelotu kłębkami sierści - generalnie, inspiruje do czegoś wszystko co żyje. I jakoś tak fajniej się człowiekowi na sercu robi, jak po powrocie z pracy można zjeść obiadek i wyjść na spacer w długi i ciepły (umiarkowanie) wiosenny wieczór.
Wczoraj wieczorem wybraliśmy się całą rodzinką na karmienie ptaków.
Ptaki obrodziły średnio - kaczkom chyba teraz po głowach bardziej niż chleb chodzi produkcja jajek i małych kaczek. Ale w zamian były łabędzie, które Stasiek uwielbia.
Nie tak bardzo jak psy, ale całkiem całkiem.
I sam główny zainteresowany w promieniach zachodzącego słońca.
Jak miło, że znów jest kwiecień...