niedziela, 2 sierpnia 2009

Ciąg dalszy

Zeżartego wpisu nie odtworzę, nie ma szans.

W drodze powrotnej. Z zamiarem zawitania tu podczas popołudniowego spaceru.


A już na spacerze zauważyliśmy małe królicze stadko.


Kawa jak zwykle super. Mamy znów ulubioną kawiarnie, przynajmniej na dobrą pogodę.


Całej rodzinie pasuje.


Stasiek zawsze załapuje się na bitą śmietanę. Dostaje po niej fioła, robi głupie minki i gania jak oszalały po okolicy.



Konkurencja. I blondyna dnia. Wyższa ode mnie.


Konkurencja daje lurkę zamiast kawy i ma ściemniacką brykę a nie przedwojennego Forda. Z obserwacji też wnoszę, że klientów zbyt wielu nie mają.


Po kawie czas na odwiedzenie Jarmarku. Wrażenia całkiem pozytywne. W sobotę napisałem, że lalek bez rąk i głów nie widziałem, ale dzisiaj rano były :). Jednak wszelkiej maści badziewia jest zdecydowanie mniej niż przed rokiem. W okolicach Targu Rybnego jest za to więcej stoisk z winylami. I obowiązkowe wesołe wioseczko z karuzelą z kaczorami.


Na kaczora ze wzrokiem dewianta jednak bym swojego dziecka nie posadził.

Wieczorkiem czas na "codziennego Merlota" i cieszenie się pierwszym jarmarkowym zakupem. Amerykańskie wydanie ELO'S GREATEST HITS, tłoczenie dla audiozboków. Stan super, praktycznie bez trzasków. Całe kosze takich okazów mają.

Brak komentarzy: