Koniec wakacji.
Sierpień okazał się najkrótszym miesiącem w roku.
Sprężarka właśnie po raz kolejny wylizała mięso na pieczeń. Tak dokładnie wylizanej pieczeni jeszcze nie jadłem. Krakowskie bydlę bez manier i honoru.
Właśnie kończący się weekend, jako ostatni sierpniowy, został wykorzystany do właściwego pożegnania wakacji. Impreza miała charakter rodzinny. Przynajmniej na początku...
Zosia w akcie samospętania.
Maja znów chciała bawić się w lekarza...
Tymczasem lalka Marysi miała wypadek - wózek niespodziewanie się złożył.
Niestety cieniem na sielance kładł się kosz na śmieci. Właściwie się nie kładł. Nie mógł. Zniknął w całkiem już długą i chłodną letnią noc.
Gdzieżeś jest, mój koszu niebieski...
Może, wzorem krasnala z Amelii, postanowił ruszyć w szeroki świat. Ot, na początek choćby do Laskowic.
W tym celu dzieci zostały wyprane i spać ułożone.
A potem...
(...)
Tymczasem rano...
Znak, że impreza się udała.
Na szczęście jeszcze jest sierpień.
I trampolina. To jest duży argument za maniem domu. Jak sobie patrzę, jak Stasiek sobie radośnie podskakuje...
Aż ciężko z obiektywem nadążyć czasami.
Marysia chciała, żebym nadążył.
I znów nie odważyłem się na zrobienie salta. Jakiś taki rozsądny się zrobiłem.
1 komentarz:
no i pieknie
Prześlij komentarz