sobota, 15 listopada 2008

Wtręt konsumencki

Czasem bywa, że budujemy sobie własną opinię o czymś na podstawie tego, co mówią inni, nie sprawdzając samemu. Ja miałem tak z pizzerią Napoli.
Jeszcze od czasów technikum mam wyryte w łepetynie, żeby tam nie chodzić, co też uskuteczniałem z wcale dobrym rezultatem. Ale od czego są goście.
Natalia twierdziła, że w zeszłym roku jadła tam super pizzę, więc powstał plan zjedzenia obiadu w Napoli. Przyszło mi do głowy , że w sumie warto samemu sprawdzić czy moje uprzedzenia mają jakieś fizyczne podłoże i tak oto poszliśmy tam całą piątką na obiad.
Nie pójdę tam więcej...
Pizza za taką cenę powinna wywrócić do góry nogami całą moją hierarchię smakową. Niestety uplasowała się w dolnych stanach marketowych. A to, że nie zabiłem głupich bachorów ze stolika obok to już chyba zasługa dobrego humoru Stasia, który przenosił się też na mnie.
No dobra, Kulka miała smacznego sandacza. Ale to pewnie przypadek...

Brak komentarzy: