czwartek, 4 czerwca 2009

Łódź nigdy nie znajdowała się na mojej liście miast do odwiedzenia. Ba, nie znajdowała się nawet na liście rezerwowej. Ale ostatnio awansowała.

Kulka musiała być w Łodzi w poniedziałek, więc wymyśliłem, że możemy pojechać całą naszą paczką na rodzinną wycieczkę. Obawialiśmy się jedynie o to, jak Stasiek zniesie tak długą podróż. Okazało się, że zniósł całkiem nieźle. Na szczęście jest kawałek autostrady, dzięki któremu można zaoszczędzić godzinę jazdy za jedyne 12,50 :). Niestety autostrada jest krótka, ale tego jak się jechało dalej litościwie nie opiszę. Nie będę się wyrażał.

Wracając do Łodzi, muszę przyznać, że Piotrkowska wymiata. Naprawdę zrobiła na mnie wrażenie. Niestety, podobnie jak we Wrocławiu czy na Dolnym Mieście w Gdańsku, okres PRL pozostawił po sobie pomniki w postaci ohydnych budowli w stylu bez stylu. No cóż, takie czasy...


Kulka sobie rozmawiała o hipotetycznej, jak się potem okazało, pracy, a my ze Staśkiem oglądaliśmy Piotrkowską z bliska.





Niestety nie mieliśmy zbyt wiele czasu, bo zaczął padać deszcz i podziwialiśmy krople deszczu spływające po samochodowych szybach, a zresztą w perspektywie mieliśmy jeszcze ponad 300km do domu z międzylądowaniem w Toruniu.
Z planowanego spaceru po toruńskiej starówce i zjedzenia smacznego obiadu pozostał tylko szybki marsz do McDonald's i "fiszmak" z frytkami. Niech no tylko przedłużą A1 do Torunia. Będziemy mogli na obiad wyskoczyć.
Ale na razie Toruń został opanowany przez ryjce.



I tyle zdjęć. Mało, ale ze Staśkiem na rękach trudno się kadruje.

Brak komentarzy: