czwartek, 29 kwietnia 2010

Cypr

Ani się spostrzegłem, a minął tydzień od powrotu na ojczyzny łono. Powrót w utarte schematy trochę mnie psychicznie zdusił, więc myslę, że najwyższy czas na wspominki z ciepłego urlopu. Urlopu częściowo sponsorowanego przez jakże śmieszne literki - Eyjafjallajökull.

Lubię moment, gdy po wyjściu z samolotu uderza cieple powietrze pełne miejscowego aromatu. Na Cyprze pachniało sianem. I było ciepło, pomimo, że był środek nocy. To jest coś fantastycznego w strefie śródziemnomorskiej. Wieczory są ciepłe. Tak po prostu.
Kolejną przyjemną chwilą jest wyjście na balkon hotelowego pokoju. No dobra, to nie musi być miła chwila, ale jak dotąd zawsze taką była.
Na potwierdzenie widok nocny z balkonu...



...oraz widok dzienny...



Jak na moje, jest wystarczająco "miodnie" :).

Wracając jeszcze do samego przylotu. W hali przylotów lotniska w Larnace czekało, mimo nocy, dwóch gentelmanów z tablicami sporych rozmiarów. Na jednej wielkimi literami wypisana była tęsknota za Dodą, a na drugiej smutny królik podpisany nazwiskiem Marek (domyślam się, że chodziło o nieszczęsną Kornelię). Na widok Staśka ciągnącego walizkę swoich gabarytów i wagi dodali ze śmiechem - Pudzianowski.
Oj, mamy towary eksportowe, psia kość.
cdn...

Brak komentarzy: