środa, 8 lipca 2009

Gdynia

W ten weekend Gdynia przeżywała najazd turystów, zarówno tych dalszych, jak i lokalnych. Organizacja dwóch wielkich imprez w jeden weekend musiała się skończyć tłokiem. Bogatsi o doświadczenia innych, na oglądanie żaglowców pojechaliśmy dość wcześnie. Okazało się, że 9 rano w niedzielę to nie jest wczesna godzina i tłok na Skwerze Kościuszki zaczynał być nieznośny. 

Tymczasem na pokładach trwały przygotowania do zbliżającej się parady. Tu panie majstrują przy żaglu na bukszprycie (he he, to jedna z niewielu części żaglowca, którą bez wahania potrafię prawidłowo nazwać).


Szczerze mówiąc żaglowce cumujące w porcie z bezwstydnie gołymi masztami robią na mnie wrażenie średnie. Czekaliśmy więc na planowane na godzinę 10 wyjście z portu. Niestety okazało się, że to było bardziej wyciągnięcie niż wyjście. Jak należało się spodziewać, żaglowcami zajęły się holowniki. 

Jako pierwszy (chyba) wyciągnięty został "МИР", jak później doczytałem, bliźniak naszego zabalsamowanego "Daru Pomorza".



I na tym zakończyliśmy podziwianie :). Pełna ignorancja :).

Tak naprawdę musieliśmy się zwijać ze względu na nadciągającą porę snu Staśka. Paradę widziałem w telewizji. Wyglądało naprawdę nieźle, ale według mnie akwen powinien być zamknięty na czas parady, bo chwilami małe jednostki przypominały muchy obsiadające krowie oczy.

Nad skwerem niepodzielnie panują "Sea Towers". Nie da się ich nie zauważyć. Może nie są tak brzydkie jak budynki Horyzontu na Przymorzu, ale nie uważam, żeby dodawały temu miejscu uroku. 


Zresztą urok tego miejsca jest dość specyficzny. Trochę jakby się tam zatrzymał czas. Ot taka fontanna na przykład.


Obrazek jak z końca lat 80-tych.

Ale lubię Gdynię

Brak komentarzy: