niedziela, 5 lipca 2009

Open'er

Już ochłonąłem i powoli zbieram się do odespania, więc czas na refleksje.

Zacznę od tego, co było główną atrakcją wieczoru, czyli Faith No More. Bez pudła. Panowie dali czadu. Koncert kapitalny pod każdym względem. Była dobra muzyka, zabawa z publicznością, czad. Największym zaskoczeniem dla mnie były bisy. Nie spodziewałem się, że na tego typu koncercie zespół wyjdzie do ryczącej publiki. Oni wyszli aż trzy razy, podkreślając, że są pod wrażeniem polskiej publiczności. Jak się dało zauważyć na telebimie, także Żubrówka przypadła im do gustu :).

Druga gwiazda wieczoru, czyli Madness zaliczyła zaburzenie czasoprzestrzeni o godzinę i 2km - godzinę opóźnienia i degradację ze sceny głównej na scenę World. Wiązało się to niestety z nałożeniem na koncert Emiliany Torrini na Tent Stage, na który to chciałem iść, a jedynie podsłuchałem przechodząc, ale co gorsza, także z nałożeniem na koncert Faith No More, co skończyło się dramatem dla Madness. Strasznie głupio musieli się czuć, jak w połowie koncertu z tłumu pozostała zaledwie garstka. Cóż, życie. A grali całkiem fajnie, przynajmniej w części, w której jeszcze uczestniczyłem.

No i na okrasę całkiem niezłe Twożywo Sztuczne, niemożliwie czadujące Pendulum z Australii (jednak zbyt monotonne i cienkie muzycznie jak dla mnie), elektroniczne M83 (dla mnie zupełna nowość, ale wrażenia całkiem całkiem) no i coś na World Stage, czego słuchaliśmy w drodze do samochodu, a nie wiem co to było. Podejrzewam Village Kollektiv, ale to tylko nieśmiałe przypuszczenia. Dla mnie bomba, ale trzeba było jechać.

Tyle o muzyce, teraz wrażenia okołomuzyczne. Organizacja niezła, ale strefa handlowa powoli robi się chyba zbyt mała. No i te piekielne kupony, których nie wiadomo ile kupić bo trzeba wydać wszystkie, a szukanie budy kantorowej w przerwie między koncertami nie służy dobrej zabawie.

Z mojej strony duży minus za realizację dźwięku na głównej scenie. Ryk, pisk, jazgot i tyle. Było głośno, ale wszytko zlewało się w jedno wielkie muzyczne wiadro pomyj. Mam wrażenie, że akustyk miał jedno ustawienie dla niezbyt wymagających zespołów i niestety na koncercie FNM wylazło, że średnie nie znaczy dobre.

Dodatkowy minus dla Trójki za nie puszczenie moich pozdrowień dla Kulki, Staśka i Jaśka Michałowego. Czyżbym bełkotał??? Komplikator mowy już był co prawda aktywny, ale najwyżej na średnim poziomie. 

Brak komentarzy: